Jesienny dzień skupienia – zapis konferencji ks. dr. Bartłomieja Krzosa

I

Słowo Boże

Księga Joela 4,12-21.

Tak mówi Pan: «Niech ockną się i przybędą narody te do Doliny Joszafat, bo tam zasiądę i będę sądził narody okoliczne. Zapuśćcie sierp, bo dojrzało żniwo; pójdźcie, deptajcie, bo pełna jest tłocznia, przelewają się kadzie, złość bowiem ich jest wielka». Tłumy, tłumy w Dolinie Wyroku! Bliski jest dzień Pański w Dolinie Wyroku. Słońce i księżyc się zaćmią, a gwiazdy światłość swą utracą. A Pan zagrzmi z Syjonu i z Jeruzalem głos swój tak podniesie, że niebiosa i ziemia zadrżą. Pan jest ucieczką swego ludu i ostoją synów Izraela. «I poznacie, że Ja jestem Pan, Bóg wasz, co mieszkam na Syjonie, górze mojej świętej; a Jeruzalem będzie święte i przez nie już obcy nie będą przechodzić».

I stanie się owego dnia, że góry moszczem ociekać będą, a pagórki mlekiem płynąć, i wszystkie strumienie judzkie napełnią się wodą, a z domu Pańskiego wytryśnie źródło, które nawodni potok Szittim. Egipt będzie wydany na spustoszenie, a Edom zamieni się w straszną pustynię z powodu nieprawości uczynionych względem synów judzkich, gdyż krew niewinną przelewali w ich ziemi. Lecz ziemia Judy na wieki będzie zamieszkana, a Jeruzalem z pokolenia na pokolenie. «Bo czyż pozwolę, by krew ich pozostała bez pomsty? Nie pozostawię bez pomsty». A Pan zamieszka na Syjonie.

Ewangelia św. Łukasza 11,27-28.

Gdy Jezus mówił, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: «Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś».

Lecz On rzekł: «Tak, błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i go przestrzegają».

II

Nie trzeba długo się zastanawiać, żeby stwierdzić, że pomimo wciąż utrzymywanych pozorów, sytuacja religii katolickiej, takiej jak znamy ją z naszej przeszłości, jest obecnie niekorzystna. Sądząc po docierających do nas raportach na temat frekwencji wiernych w kościołach i uczniów na katechezie, perspektywy również nie są zachwycające. Można podawać różne przyczyny tego stanu rzeczy. W tym miejscu skupimy się na jednej, a mianowicie na niewłaściwym kontekście, w którym przedstawiane są pewne prawdy wiary. Prawdy wiary mówią o wielkich Bożych darach, takich jak cała Historia Zbawienia, Wcielenie Syna Bożego, Jego śmierć i zmartwychwstanie, stworzenie świata, życie człowieka, obdarowanie rozumem, wolnością, chrzest święty, Kościół Święty, itd. Za te dary należy się Panu Bogu nasz szacunek i wdzięczność. Gdy jednak głosi się te prawdy w kontekście egzekwowania obowiązków wiernych, bez pozwolenia, aby uprzednio człowiek odkrył w tym swoją wielkość, rodzi się niechęć do religii. Pojawia się wówczas nieprzyjemne uczucie życia „na kredyt”. Skoro mam rozliczne dary, którymi nie potrafię się cieszyć, to żyję w stanie zaciągniętego zobowiązania, o które się nie prosiłem. Dary Boże przedstawiane w niewłaściwym kontekście, czyli jako argument uprawomocniający wymagania religii, sprawiają u młodego człowieka wrażenie odziedziczonego kredytu który musi spłacać. Nic więc dziwnego w tym, że nie jest to pociągająca perspektywa w świecie, w którym większość z młodych ludzi ma przed sobą wizję „życia na kredyt”. Ponadto, na koniec naszego życia każdy stanie przed sprawiedliwym Sądem Bożym, przed którym trzeba będzie zdać sprawę z otrzymanych darów. Co więcej będzie to sąd Boży, w obliczu którego każdy uczynek ludzki jest marnością. Przedstawianie tych prawd w niewłaściwym kontekście, mianowicie w kontekście czasu liniowego, opartego na tym, co było, tym, co jest i tym co będzie, może być bardzo szkodliwe dla wiary i religii. Wielokrotnie potępiano w Kościele poglądy, które głosiły następujące po sobie epoki, takie jak czas przyjścia Chrystusa, potem czas walki i cierpienia a następnie powtórne przyjście Chrystusa. Współcześnie jednak nie daleko odeszliśmy od podobnego nauczania. Ukazuje ono czas Nawiedzenia, łaski, miłosierdzia i darów Bożych jako przeszłość, zaś czas Bożego gniewu i sprawiedliwej odpłaty jako przyszłość. W tym kontekście teraźniejszość nie rysuje się w interesujących barwach. Zniechęcenie wynikające z przekonania, że lepiej nie będzie, bo już było, staje się w teraźniejszości kryzysem wiary. A istota kryzysu polega na tym, że powoli pożera on przyszłość zjawiska, które dotyka w teraźniejszości. Myślący za pomocą starego schematu czasu liniowego albo epokowego młodzieniec Gedeon przedstawiony w Księdze Sędziów zwrócił się wręcz z pretensjami do anioła: „Wybacz, panie mój! Jeżeli Pan jest z nami, skąd pochodzi to wszystko, co się nam przydarza? Gdzież są te wszystkie dziwy, o których opowiadają nam ojcowie nasi, mówiąc: ‘Czyż Pan nie wywiódł nas z Egiptu?’ A oto teraz Pan nas opuścił i oddał nas w ręce Madianitów” (Sdz 6,13b). Czy podobny głos zniechęcenia nie może rozlegać się z ust nam współczesnego, młodego, a już zmęczonego życiem pokolenia?

Warto więc zmienić kontekst patrzenia na rzeczywistość. Nie traktować wieczności jako tego, co było „przed” czasem i będzie „po” nim. Wieczność i czasowość to dwa równoległe sposoby istnienia. Dwa równoległe wszechświaty. Ten czasowy jest zmienny na zasadzie: to było, to jest a to będzie, a ten wieczny jest stały. Można sobie wyobrazić ten nowy kontekst jako morze i plażę. Morze bez przerwy kolejnymi falami obmywa plażę, a plaża jest stała. Morze i jego kolejne fale to czasowość, w której funkcjonuje wszystko, co materialne. Plaża to wieczność, a więc siedziba wszystkiego, co duchowe. Sprawy Boże, a w tym wszystkie dary Boże, Królestwo Boże, które nie tyle nieuchronnie się zbliża co nieustanie przychodzi, pochodzą z wieczności, a więc mogą być stale obecne w naszym codziennym życiu.

Teraz aby zaznać Bożych darów płynących z wieczności dzisiaj, aby czas łaski i miłosierdzia z „wczoraj” zmienił się w nasze „dziś”, potrzebny jest duchowy samorozwój człowieka. Królestwo Boże może przychodzić na ten świat codziennie, ale nie przyjdzie inaczej niż przez człowieka. Co oznaczają te słowa? Może lepiej zapytać, co one oznaczają dla nas? Prorok Joel, na którego słowa powołaliśmy się na początku, jest obok Proroka Ezechiela tym, kto zapowiada Zesłanie Ducha Świętego. Przyjście Ducha Świętego określone jest greckim słowem Paruzja, przełożonym na łacińskie Adwent. Dla nas, którzy żyjemy i rozumiemy wiarę w starym kontekście czasowym – czasu jako linii lub ewentualnie następujących po sobie epok – Adwent kojarzy się z oczekiwaniem przyszłości a Paruzja z jakąś odległą przyszłością końca świata, Sądu Ostatecznego i powtórnego przyjścia Chrystusa. Jednak Paruzja i Adwent oznaczają przyjście tu i teraz, dokładnie tak, jak opisano w Dziejach Apostolskich przyjście Ducha Świętego. Duch Święty przychodził w tamtym momencie i przychodzi w ten sposób do dnia dzisiejszego, zatem Adwent i Paruzję należy rozumieć jako przyjście Czegoś lub Kogoś z rzeczywistości wiecznej do rzeczywistości czasowej, w której dzisiaj żyjemy, a więc to zawsze dokonuje się dzisiaj, a nie w odległej przeszłości ani w odległej przyszłości.

Nie jest więc właściwym pojmowanie zadania, przed którym stoimy jako chrześcijanie-katolicy, jako próby budowania nowej epoki; organizowanie się „dzisiaj”, żeby stworzyć silną wspólnotę przypominającą Królestwo Boże dokoła nas w „przyszłości”. Program duszpasterski nie ma przypominać komunistycznej pięciolatki. Wszelkie nasze plany i programy duszpasterskie nie powinny być budowane w kontekście epok, to znaczy powinny być możliwe do realizacji zawsze, bez względu na zmieniające się realia świata czasowego (np. pandemia). Program duszpasterski powinien raczej przypominać instrukcję wewnętrznej przemiany człowieka i zawierać znaki, które nie są celami do osiągnięcia, ale symptomami spełniania się tej wewnętrznej przemiany.

III

Ewangelia przytoczona na początku tego referatu jest krótka. Opowiada o tym, że jakaś kobieta, zapewne pod wpływem pozytywnych emocji, zawołała do Jezusa: „Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś”. Pan Jezus odpowiedział jej: „Istotnie, ale błogosławieni są ci, którzy słuchają Słowa Bożego i zachowują je”. Mamy więc tutaj zestawienie chwilowego poruszenia pozytywnych emocji, które jest samo w sobie dobre, oraz pewnej stałej dyspozycji, zachowywania Słowa Bożego, która określona jest nawet jako lepsza niż poruszenia emocji. Rozmowa kobiety z Panem Jezusem była krótka, można powiedzieć, że nie porozmawiali sobie za wiele, ale jednak doszli do porozumienia. Pan Bóg porozumiewa się z ludźmi swoistym językiem i nie są to słowa, lecz są to poruszenia wewnętrzne. Podobnie i my powinniśmy przemawiać do Pana Boga nie tyle słowami, ale raczej poruszeniami serca. Komunikacja z Panem Bogiem jest cierpliwa i długotrwała – nigdzie się nam nie śpieszy. Pan Bóg przemawia do nas za pomocą poruszeń wewnętrznych i uczuć i my w podobny sposób powinniśmy przemawiać do Niego. Takim gestem jest np. modlitwa brana jako całość: wiemy przecież, że jednym razem jest ona przyjemna a drugim niemal cała poświęcona jest walce o chwilę skupienia. Modlitwy zanoszone codziennie, refleksje, akty strzeliste, gesty są „słowami”, którymi człowiek przemawia do Pana Boga. Kobieta w Ewangelii zawołała z tłumu pod wpływem emocji, ale dostała odpowiedź: Błogosławieni – szczęśliwi, którzy słuchają Słowa Bożego i je zachowują, to znaczy trzymają w sobie. Nie chodzi o radość „na już”, ale długotrwałą radość i pokój. Szczęśliwy, kto cieszy się chwilą, ale ten szczęśliwszy, kto cieszy się zawsze. Chodzi o prawdziwą radość, taką pociechę wewnętrzną, która jest mimo trudności i smutków.

Wewnętrzna pociecha i pokój ducha są Bożą mową, którą pewność wiary „w serca śle”. Chodzi o najgłębszą, wewnętrzną radość i pokój. Człowiek może płakać nad grzechami ale być wewnętrznie usposobiony pokojowo i radośnie. Może np. płakać jako skrzywdzony, ale wewnętrznie cieszyć się pokojem czystego sumienia. Zatem mamy dobre, radosne, napełniające pokojem poruszenia duszy jako Bożą mowę do nas. W pociechach nie zapominajmy, że są one Łaską Bożą. Nie jest to stały stan duszy. Jest to język Pana Boga, którym chce nas zachęcić do ruchu i działania zgodnie z Jego wolą.

Natomiast strapienia i wszelkie poruszenia „negatywne”, to język złego ducha, który zniechęca do podjęcia działania zgodnego z wolą Bożą przez takie właśnie negatywne stany. Bóg zachęca nas stale do dobrego i zaleca działanie „kontra”, a więc wbrew negatywnym emocjom i przykrościom, wbrew nim oraz mimo ich obecności. Reguła Ojców Pustelników brzmiała: „siedź w swojej celi”, a więc nic nie zmieniaj w swoim życiu. Św. Ewagriusz z Pontu radził w razie przypływu przykrych i negatywnych emocji: „wracaj do celi, jedz, pij, śpij, wykonuj swoje zadania, z celi się nie oddalaj a staniesz się jak jasne srebro”. Wiadomo, że nie chodzi tutaj o wyjście na odosobnienie, ale o odnalezienie tego, co jest naszą własną celą. Są to najczęściej obowiązki i najprostsze, codzienne zadania, które w danej chwili zwykle wypełniamy. To właśnie usłyszała św. Jadwiga Królowa, modląc się w rozterkach duszy. Jezus przemówił do niej z krzyża: Fac quod vides czyli „czyń, co widzisz, [że jest do uczynienia przed tobą]”.

Ojciec Krzysztof Dyrek pisze, że w wewnętrznych trudnościach i przykrościach popełniamy zazwyczaj dwa błędy. Po pierwsze uważamy, że diabeł jest od nas silniejszy. Owszem jest on jako istota doskonalszy od człowieka, ale jest tchórzem większym niż największy tchórz spomiędzy ludzi. Tchórz tylko wtedy zwycięża, kiedy oszukuje, jak mały piesek, który głośno szczeka, ale nie gryzie. Drugi błąd to trwanie w trudnościach samemu, bez dzielenia się z najbliższymi i z kierownikiem duchownym, a więc uleganie pokusie „ja sobie poradzę”.

IV

Zauważmy, że w historii Narodu Wybranego wiele niepokojów i problemów pochodziło z relacji z ościennymi narodami. Stary Testament, kiedy wyjaśnia genealogię ościennych narodów wrogich Izraelitom, najczęściej dostrzega ich początek w grzechu, takim jak grzech córek Lota, grzech Abrahama i Hagar czy inne kazirodztwa i nadużycia. Każdy i każda z nas ma w swojej historii zarówno dobre czyny jak i grzechy. Skutkami grzechów są nasze trudności psychiczne, z którymi się zmagamy na co dzień, i które utrudniają nam normalne funkcjonowanie.

Najczęściej wydaje nam się, że poruszenia i myśli, które do nas przychodzą pochodzą albo od Boga albo od złego ducha. Tymczasem bardzo dużo tych poruszeń pochodzi od nas samych, a wówczas mogą one być dobre lub złe pozornie, a my błędnie odbieramy je jako właściwe dobro i zło i jako pochodzące od Pana Boga lub złego ducha. Najgorsze jest, że zły duch może kryć się za pozornym złem ale także za pozornym dobrem. To, co psychiczne nie jest tym samym, co duchowe. Weźmy przykład moralnej winy i moralnej straty – rezyduum moralnego (płaczące dziecko, wypadek drogowy, poświęcenie pieniędzy na nieudaną decyzję dziecka, itp.). Pocieszenia, które odczuwamy mogą być wynikiem naszej psychiki (poczucie sukcesu, akceptacji, uznania, dowartościowania), a nie być darem Boga. Nieraz poszukujemy doraźnego celu w życiu, ale jest to tylko pozorne, bo poszukujemy przyczyny do przeżycia własnej satysfakcji, jakiegoś nagradzania siebie. Tymczasem prawdziwa pociecha duchowa zawsze związana jest z wiarą i życiem Bożym – stajemy się lepsi dzięki niej i nie koncentrujemy się na niej samej.

Podobnie bywa ze strapieniem pochodzącym od nas, które omyłkowo bierzemy za działanie diabelskie i działamy „kontra” niemu. W tym przypadku wszystko zależy od tego na czym osoba jest skoncentrowana, czy na poszukiwaniu Woli Bożej czy na wartości naturalnych. Zły stan duchowy to problem w relacji z Bogiem – zły stan psychiczny, to problem w relacji z samym/samą sobą.

Roman Orlandis twierdzi, że w dziele duchowego samorozwoju potrzeba podwójnego rozeznania: pierwsze to takie, czy dane poruszenie ducha pochodzi od Boga czy od nas samych – z naszej własnej psychiki. Dopiero potem można rozeznać, czy dane pociechy pochodzą od Boga, czy są maskami złego ducha. Kolejność pracy nad duchowymi poruszeniami jest następująca: posłuchać poruszeń, odczuć je, być ich świadomym, nazwać je, zrozumieć i zaakceptować. Należy unikać podejmowania pochopnych decyzji zanim nie uciszy się emocji. Szczególnie chodzi o psychiczne gratyfikacje, emocje, kompleksy. Jeśli płaczemy to czy z powodu tego, że „zabrano nam Pana”? a jeśli cieszymy się to czy dlatego że Go znaleźliśmy?

Jak było mówione uczucia i poruszenia to język naszej komunikacji. Emocje nie są złe czy dobre. Mogą być co najwyżej pozytywne lub negatywne. Są predyspozycjami które popychają nas lub odpychają, ale nie determinują. Nie wolno opanować się myśleniu, że musimy się poddawać takim emocjonalnym sugestiom. Sugerowanie się w działaniu tym, że coś mi się podoba a coś innego – nie podoba, zamyka nas w sobie w sposób egoistyczny i nie pozwala wyjść poza własne ciasne horyzonty. Trzeba uniezależnić się od oceny emocjonalnej a skierować ku racjonalnej. Właściwym podejściem jest wyrażanie emocji w sposób kontrolowany. Problem polega na tym, że tylko część naszych motywacji jest świadoma i to mniejsza część, stąd potrzeba rozpoznania emocji, przeżycia ich i nazwania. Dopóki są nieuświadomione dopóty nie są do opanowania.

Zły duch wchodzi w serce naszymi drzwiami a wychodzi swoimi. To znaczy, że zły duch początkowo używa naszych dobrych dyspozycji psychicznych (nazywamy je pociechami), by je wykorzystać i obrócić na swój pożytek. Zły duch, nawet kiedy daje pociechę na niby, to zawsze wprowadza zamieszanie i strapienie. Zły duch niby pociesza, ale maskuje się pod pozornymi racjami, dlatego trzeba się wyczulić na jego różnorakie subtelności i ciągłe podstępy. Ważne jest też rozeznanie dobrych pragnień. Przykładem jest tu pozorne powołanie do radykalizmu u osób świeżo nawróconych. Dobry duch nigdy nie daje czegoś za cenę spokoju, a zły tak. Rozpoznać można w początku (motywacji) środku (działanie) i na koniec (cel) zawsze gdzieś pojawi się uwikłane zło. Jest to „entropia dobra”. A do tego dobry duch podsuwa dobro obiektywne, a zły zawsze jakoś po naszej myśli. W „pociechach” złego ducha widać zawsze przymus działania.

V

Jeśli Królestwo Boże ma nadejść przez człowieka to właśnie warto wrócić do tekstu Proroka Joela. Opowiada on o Izraelu jako państwie i narodzie. Naród Izraela jest tu metaforą każdego i każdej z nas. Przyjście Królestwa Bożego tu i teraz dokona się wtedy, kiedy każdy i każda z nas będzie postępował/postępowała zgodnie z Wolą Bożą. Królestwo Boże to po prostu Boże Królowanie. Ościenne narody, które walczyły z Izraelitami są naszymi własnymi uwarunkowaniami psychicznymi, za którymi ukrywa się zły duch. To do nas należy zaprowadzenie mocą i Prawem Bożym porządku wewnątrz każdego i każdej z nas. Wtedy w nas będzie trwało Boże Królowanie a nie bezustanna walka wewnętrzna z wymieszanymi z Izraelem Poganami. My, jako ludzie, jesteśmy zarówno częścią rzeczywistości czasowo-przestrzennej, jak też i częścią wieczności, przez to, że mamy w sobie duszę nieśmiertelną, która należy do wieczności. Boży Porządek, Boże Królowanie w duszy człowieka to jednocześnie Boże Królowanie w części doczesnego świata – w części, którą stanowi każdy i każda z nas wraz z naszymi sprawami. W ten oto sposób Królestwo Boże może przyjść na ten świat: tylko przez człowieka – przez każdego i każdą z nas. Tylko w ten sposób możemy doświadczyć Bożego działania w nas – działania na miarę tego, o którym czytamy w Piśmie Świętym. Dzięki codziennemu przyjściu Królestwa (Królowania) Bożego na świat w nas, my – wierzący możemy żyć na tym świecie a jednocześnie być obywatelami wieczności i budowniczymi Królowania Bożego na świecie.

Aktualności